Spotkanie byłych mieszkańców

Spotkanie bylych mieszkańców Gąsek w Bederkesa w 1990r.

Już podczas pierwszego spotkania mieszkańców Gąsek w ubiegłym roku we Friedberg/Essen z okazji jubileuszu 450-lecia Gąsek, wielu uczestników wyrażało życzenie, spowodowane zapewne przez pozytywne wrażenia i doświadczenia, żeby już w następnym roku zorganizować kolejne spotkanie. Sukces tej imprezy, jej pozytywny wydźwięk, zachęcił także przedstawiciela okręgu Otto Gallmeistera do tego, by w tym roku ponownie zorganizować spotkanie i spełnić życzenie przyjaciół z ojczyzny.

W związku z tym, że na ten cel przewidziano inną miejscowość, pomysł rzucony przez naszego kolegę Horsta Wischnewskiego jeszcze w Gołubiach Wężewskich, żeby następne spotkanie zorganizować w uzdrowisku Bederkesa (miejscowość położona między Bremerhaven a Cuxhaven), został przyjęty i spotkanie wyznaczono na dni 30.06-01.0.1990. Organizacją tej imprezy na miejscu zajęli się znakomicie bracia Horst i Heine Wischnewski.

Spotkanie bylych mieszkańców Gąsek w Bederkesa w 1990r.

Listownie powiadamiano wszystkich mieszkańców Gąsek, których adresy posiadał przedstawiciel okręgu (niestety nie zawsze były one kompletne). Ta wiadomość działała na adresatów z pewnością bardzo elektryzująco, szczególnie na tych, którzy mieli przyjemność uczestniczyć w poprzednich spotkaniach. Potem jednak pojawiło się pytanie: czy ten termin mi odpowiada, czy nie wypadnie mi w między czasie nic innego? Albo, czy przyjedzie on czy ona, czy pojawią się ci lub tamci? Czy dojdzie w końcu do ponownego spotkania z przyjaciółmi z lat młodości, czy się rozpoznamy. Czas i los odcisnęły na naszych twarzach swoje piętno. Takie pytanie często towarzyszyły naszym myślom przed tym wytęsknionym dniem, czekanie było nie do zniesienia. Ale, tak jak to zwykle bywa, ten dzień zbliżał się wielkimi krokami i w końcu nadszedł.

Ludzie się zbierali – wszyscy jesteśmy przecież już w dosyć zaawansowanym wieku – wsiadali do samochodów lub spieszyli na pociąg i jechali pełni oczekiwań w kierunku nieznanego miasta. W większości przypadków uczestnicy mieli już zarezerwowane kwatery, ponieważ na nasze spotkanie przewidziane były dwa dni. Niektórzy byli zaskoczeni tym, jak rozległa i piękna jest ta miejscowość, w której odbyć się miało spotkanie. Położona nad jeziorem, budziła wspomnienia o ojczyźnie. Nasza ciekawość rosła z godziny na godzinę, kto już jest na miejscu, kto jeszcze przyjedzie. Położony nad jeziorem hotel Dock (nasz punkt zbiórki) nie był taki łatwy do znalezienia, ale kiedyś już przed nim stanęliśmy, serca biły nam jak szalone. Pierwszym lub ponownym spotkaniom ze znajomymi towarzyszyły okrzyki radości, ale także łzy szczęścia lub bólu – dowód niezwykłych przeżyć i uczuć – na przemian ściskano sobie ręce lub obejmowano się, nie zabrakło też pewnych kłopotów z rozpoznawaniem. Odżyły wspomnienia, pytania i odpowiedzi mieszały się. Na twarzach widać było szczęście, radość i współczucie. Później, po pierwszych formalnych rozmowach, które odkrywały często bardzo tragiczne losy, w ludziach obudziło się współczucie i poruszenie. My wszyscy jesteśmy jednymi z najbardziej pokrzywdzonych przez wojnę i jej tragiczne skutki.


Przeznaczona na nasze spotkanie sala widocznie się zapełniała. Około godziny 11-stej uroczystość rozpoczął Otto Gallmeister kilkoma słowami na powitanie 60 uczestników, w których krótko nawiązał do aktualnej i ważnej kwestii granicy na Odrze i Nysie i upominał, żeby nigdy nie akceptować zamiarów zrezygnowania z ojczyny. Na naszym spotkaniu mogliśmy gościć 16 byłych mieszkańców Zajd, zaproszonych przez Kurta Bubritzki oraz sześciu mieszkańców Zatyk. Po uczczeniu pamięci zmarłych – szczególnie wspominając pastora Schmidta-Keßlera i Schuberta – i odśpiewaniu pieśni Prus Wschodnich, można było skupić się na rozmowach.
Wiele radości sprawił nam fakt, że ponownie tak jak w ubiegłym roku przybyło na spotkanie czterech naszych ziomków z jeszcze-NRD, których mogliśmy wesprzeć zbieraniem datków, zwłaszcza, że czekała ich rewaloryzacja waluty. Ale także fakt, że na spotkaniu pojawiło się wiele nowych twarzy bardzo nas ucieszył, zwłaszcza dlatego że, krąg zbierających się ludzi, którzy mogli się ponownie zobaczyć, stał się większy. To była także doskonała okazja na spotkania rodzinne. Gorąco dyskutowano o wspólnej wyprawie do naszej ojczystej miejscowości, która miałaby się odbyć w przyszłym roku, nie podjęto jednak żadnej konkretnej decyzji.

Prezentacja na rzutniku pełna wspaniałych zdjęć z naszej ojczyzny, przygotowana przez Horsta Wischnewskiego, obudziło w niektórych mimo całej radości z ponownego spotkania przyjaciół, bolesne wspomnienia, szczególnie w tych, którzy nie mieli okazji odwiedzić naszej ojczyzny ponownie i nie wiedzieli, w jakim godnym politowania stanie się znajdowała. Przed tym Helen Günther, z domu Czeslik, wyrecytowała wiersz zbierając gorące oklaski.

Tak minął pierwszy dzień, na pewno dla wszystkich zdecydowanie za szybko, ale cieszyliśmy już na następny dzień. Wtedy przybyli też „jednodniowi” goście, którzy bardzo żałowali, że z różnych względów nie mogli być z nami już dzień wcześniej. Bez żadnego konkretnego programu dnia, każdy podążając za swymi pragnieniami, spędzał kolejne godziny, przy czym przeważali amatorzy spacerów nad kanałem i zwiedzania miasta, ale prowadzono także bardzo głębokie rozmowy. I jak zwykle musiał przyjść koniec przyjemności i związany z tym ból pożegnania, osłodzony często obietnicami i nadzieją, żeby się w przyszłym roku ponownie spotkać (spotkanie Prus Wschodnich w Zielone Świątki w Dusseldorf).  Wrażenia i wspomnienia tych dni zostaną nam na długo w sercach. Niektórzy z uczestników, także autor tego sprawozdania, przedłużyli pobyt w tej pięknej miejscowości o kilka dni i wykorzystali okazję do odwiedzin i zwiedzania okolic miasta. W końcu nie tak daleko stąd do morza północnego i znanych miast portowych.

O.G.

Tekst opracował Józef Kunicki na podstawie: Treuburger Heimatbrief nr. 32
Fotografie historyczne z Treuburger Heimatbrief nr. 32